wtorek, 2 września 2014

Rozdział III


Luke

- Ashton znajdź mi wszystko, co możesz o Gwendolyn Shepard! - wrzasnąłem kiedy tylko przestąpiłem próg mieszkania.
- Stary, zluzuj majty - z kuchni wyszedł Calum w samych bokserkach przecierając oczy - próbowałem zasnąć…
- W kuchni? - prychnąłem - gdzie jest Ash?
- Tu jestem - z salonu wyłoniła się sylwetka blondyna - Czego potrzebujesz? - spytał wyciągając komórkę z kieszeni.
-Wszystko co możesz znaleźć na temat Gwen Shepard… karty medyczne, kroniki policyjne, DOSŁOWNIE wszystko- spojrzałem na niego uważnie kiedy zapisywał moje słowa w komórce.
- Już się robi- mruknął ruszając do swojego pokoju.
- Po co Ci to? - Calum, który wciąż stał w progu kuchni patrzył na mnie ze zdziwieniem - to tylko nowa dziewczyna z Nowego Jorku… ma fajny tyłek, ale to nie powód, żeby prowadzić śledztwo.
- Nie zrozumiesz - warknąłem idąc w stronę mojego pokoju.
Rzuciłem plecak na podłogę, a sam położyłem się na łóżku. W tej nowej było coś niepokojącego, a ja musiałem się dowiedzieć co… nie była zwykłą chamską nastolatką. Czułem, że to była tylko jakaś chora gra, ale nie mogłem zrozumieć czemu wszyscy wierzyli w każde jej słowo? Jedyną prawdę jaką powiedziała było to, że jej ojciec odszedł zanim się urodziła… i dlaczego do cholery pani Dotts nie zauważyła, że kiedy wróciła z łazienki była blada jak trup i ledwo szła? To się nie trzymało kupy, nic wokół tej dziewczyny nie trzymało się kupy! Do tego ten dziwny tatuaż na jej nadgarstku, który już kiedyś widziałem…

Gwen

- POWINNAŚ BYŁA DO MNIE ZADZWONIĆ!- krzyknęła mama, kiedy tylko powiedziałam jej co się stało w szkole.
- I CO NIBY MIAŁABYM CI POWIEDZIEĆ? WIESZ MAMO TWOJE PARANORMALNE DZIECKO MA ATAK!- wyrzuciłam ręce w powietrze
- TAK, DO CHOLERY! JESTEM TWOJĄ MATKĄ!
- TO SPRAW, ŻEBY TO SIĘ SKOŃCZYŁO! WYŚLIJ MNIE NA TERAPIĘ, SZKOLENIE DO TARCZY… COKOLWIEK!
- CHCESZ ŻEBY ROBILI NA TOBIE EKSPERYMENTY!? - odkrzyknęła, na co się zamknęłam, mama miała rację, cokolwiek by się ze mną nie działo nie chcę wylądować jako królik doświadczalny w laboratorium…
- Gwenny, przepraszam -  podeszła do mnie kiedy zobaczyła łzy w moich oczach- powinnam częściej myśleć o tym co mówię…
- Nic się nie stało - wychlipałam- tylko zaczynam się bać- schowałam twarz w jej ramieniu - Dlaczego taty tu nie ma? Z nim byłoby prościej…
- Wiem skarbie, wiem - usłyszałam jak jej głos się załamuje - przysięgam, że on kiedyś wróci...
Zagryzłam wargi żeby nie powiedzieć czegoś przykrego… moja mama od siedemnastu lat żyje nadzieją, że tata pojawi się w naszych drzwiach z wielkim bukietem róż, wpadnie jej w ramiona i będą żyć jak w bajce. Jeśli chodzi o mnie pogodziłam się , że najprawdopodobniej nigdy go nie zobaczę w dzień swoich siódmych urodzin, ale naprawdę nie miałam serca mówić tego mamie, już i tak było jej ciężko, a nadzieja, że tata wróci podtrzymywała ją przed zwariowaniem.
- Mamo, opowiedz mi coś o tacie…
- Skarbie, kiedy wróci sam to zrobi - pogłaskała mnie po głowie
- Proszę Cię, nigdy o nim nie mówisz
- Dobrze, chodź za mną - rozplątała nasze ciała i biorąc mnie za rękę zaprowadziła do mojej sypialni - Co chcesz wiedzieć?
- Jak się poznaliście? - otarłam oczy rękawem i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Boże Gwenny to było tak dawno - zaśmiała się - to był mój pierwszy dzień w Nowym Jorku…
- Ale mieszkałyśmy w Philly…
- Wyprowadziłyśmy się tam kiedy miałaś cztery lata
- Ok, to opowiada j- położyłam się na łóżku
- To był mój pierwszy dzień w Nowym Yorku…
Stałam na Times Square z planem miasta, próbując dowiedzieć się, którą linią metra dojadę do mojego nowego mieszkania.
- To bez sensu – mruknęłam zwijając papier – musiałaś iść na uniwerek na drugi koniec miasta?- pokręciłam głową, mama miała rację, nie powinnam się ruszać z Kalifornii. Sama nie przeżyje tu dwóch dni… jestem tu trzeci raz, a wciąż się gubię.
Ruszyłam w stronę metra, wmawiając sobie, że na miejscu coś wykombinuję. Schowałam plan do torebki, a ręce ukryłam w kieszeniach kurtki… matko jak tu zimno. Chowając nos w szalik wlepiłam wzrok w chodnik, próbując przekonać samą siebie, że wrócę na noc domu. Na chwilę przymknęłam oczy i poczułam jak uderzam, w coś ciepłego i twardego, a chwilę potem mało nie ląduje na chodniku.
- Przepraszam, ja… - podniosłam wzrok i napotkałam parę pięknych zielono-szarych oczu – zamyśliłam się
-Nic nie szkodzi – odparł z mocnym akcentem, Brytyjczyk? – właściwie zrobiłem to samo.
Uśmiechnęłam się delikatnie i szybko prześlizgnęłam się po nim spojrzeniem. Był wysoki, szczupły z czarnymi włosami, sięgającymi za uszy i zaczesanymi gładko do góry. Miał na sobie czarne, garniturowe spodnie, białą koszulę, szaro-zielony szalik i butelkowo zielony, wełniany płaszcz… jak mu może być w tym ciepło?
- Ja, będę się zbierać – przerwałam panującą ciszę – muszę złapać coś, co dowiezie mnie do domu – znów się uśmiechnęłam i już miałam go wyminąć kiedy złapał mnie za ramię
- Czekaj – uśmiechnął się delikatnie, a moje kolana stały się jedną wielką watą – może wyjdziemy kiedyś na kawę?
- Z wielką chęcią…
- Może w sobotę – spojrzał mi w oczy – tylko, jak masz na imię?
- Stefanie, a ty?
- Wszystko w swoim czasie, widzimy się w sobotę, wstąpie po Ciebie o szesnastej – posłał mi ostatni uśmiech i ruszył w swoją stronę
- Czekaj, jak chcesz mnie znaleźć? – krzyknęłam za nim
- Zobaczysz – zaśmiał się i odszedł, zostawiając mnie samą
- … i tak to właśnie wyglądało – mama opadła na łóżko obok mnie
- Musiał być idealny, prawda?
- Gwen, byliśmy bardzo daleko od ideału szczęśliwej pary… ale zawsze czuliśmy się w swoim towarzystwie, jakby tak miało być
- Co masz na myśli?
- Ja i twój ojciec jesteśmy jak ogień i woda… całkiem różni, ale bez siebie puści. Rozumiesz?
- Chyba tak… chcesz mi powiedzieć, że czasem największy palant może okazać się twoją drugą połówką?
- Coś takiego, ale nie przesadzajmy z tymi palantami – zaśmiałyśmy się
- Thomas mówi, że jeśli ktoś Ci się śni przed pierwszym spotkaniem jest Ci przeznaczony – zaczęłam się bawić swoimi palcami.
- Bardzo możliwe, wiesz Gwen miłość zwykle uderza w nas jak młot…
- Albo wysoki, przystojny Brytyjczyk – spojrzałam na mamę i zaśmiałyśmy się
- To też dobra opcja – uśmiechnęła się i przyciągnęła mnie do siebie - Zobaczysz, ty też znajdziesz swoją drugą połówkę – pocałowała mnie w czoło, a ja tylko skinęłam głową, próbując pozbyć się z głowy tej ciemnej, wysokiej sylwetki z mojego snu.

**

Witam pod trzecim rozdziałem! Mam kilka spraw do omówienia, ale najpierw chciałam was powitać w nowym roku szkolnym... tak ja też chcę już wakacje.
Przemyślałam parę spraw i postanowiłam dodać bloga na parę spisów, żeby przestać tak spamować jak głupia na moim tt... Przepraszam, że ostatnio pisałam jak głupia o nowym rozdziale, ale miałam mało czasu i robiłam to w sumie z automatu, ale to się więcej nie powtórzy.
Chciałam również podziękować Mariette za komentarz i przekazać jej (jeśli wciąż to czyta), że notak pod poprzednim rozdziałem nie miała na celu wyśmiania laski, która poświęciła na mnie jakieś 15 minut swojego życia, tylko po to żeby mnie w 80% zgnoić, wyciągnęłam z jej wypowiedzi najwięcej ile się dało, ale niektóre jej argumenty naprawdę mnie rozśmieszyły.

Tak oto zostawiam was z trzecim (nudnawym) rozdziałem i jeśli będę wiedzieć co z następnym, oczywiście napiszę o tym z boku, po lewej stronie ;)

#LiarFF

Wasza Arabella xx 


ENJOY!


1 komentarz: