niedziela, 14 września 2014

Rozdział IV


Gwen

- Dzień dobry pani Shepard, jestem Ivy… miałam wpaść po Gwen i razem pojedziemy do szkoły – usłyszałam głos mojej nowej koleżanki, kiedy próbowałam przełknąć kolejną łyżkę płatków.
Od mojego pierwszego dnia, minęły prawie dwa tygodnie, od tego czasu poznałam Ivy dużo lepiej i z ręką na sercu mogłam stwierdzić, że nie jest tylko ładną blondynką w dobrych ciuchach. Polubiłam ją, naprawdę… czasem rozmawiało mi się z nią lepiej niż z Jamie, potrafiła słuchać i w sumie chyba pierwszy raz tutaj poczułam się sobą, nie tą wredną mną, która chce poczuć kontrolę, tworząc się od nowa … tylko dziewczyną, która nie próbuje okłamywać całego świata dookoła i czuje się dobrze taka jaka jest.
- Może wejdziesz? Gwenny jeszcze nie skończyła śniadania – słyszałam po głosie mamy, że się uśmiecha, pewnie już pokochała Ivy – Słonko, twoja koleżanka przyszła – wprowadziła ją do kuchni
- Siadaj – poklepałam stołek koło mnie – chcesz coś?
- Nie dzięki – uśmiechnęła się do mnie
- Gwen, ja idę do gabinetu – mama posłała mi swój popisowy poranny uśmiech – Udanego dnia.
- Tobie też – odkrzyknęłam połykając ostatnią łyżkę śniadania – Ivy, ja muszę Ci coś powiedzieć – odparłam, wstawiając miskę do zmywarki.
- Co się stało? Coś z Hemmingsem?
- Nie – pokręciłam głową, owszem nasza cicha wojna wciąż trwała, ale żadne jeszcze nie rozpoczęło ataku – Ja chciałam Ci się do czegoś przyznać – oparłam się kuchenkę – Okłamałam Cię w pierwszy dzień szkoły…
- Niby kiedy? – zmarszczyła nos
- Kiedy powiedziałam, że nie znam Roberta Starka i Thomasa Fostera – westchnęłam – tak naprawdę się przyjaźnimy… tylko nie chciałam Ci tego mówić, bo bałam się że będziesz ze mną gadać tylko dlatego, że ich znam…
- Gwen, daj spokój – zaśmiała się – Gdybym znała Starka i Fostera też bym skłamała – wzruszyła ramionami – pomyśl ile dziewczyn by się do Ciebie kleiło…
- Ivy, nie strasz mnie nawet. Nie odgoniłabym ich nawet płonącą pochodnią – znowu się roześmiałyśmy
- Dobra, czas do szkoły – złapała mnie za rękę i zaprowadziła do samochodu.

- Co tu się dzieje? – zapytałam kiedy zobaczyłam tłum nastolatków przed jakimś samochodem
- Rodzice Josha Williamsa znowu wyjechali w delegację, więc on robi tradycyjną, wolną od rodziców domówkę – Ivy wzruszyła ramionami – Pewnie znowu jakaś para zmasakruje kwiatki pani Williams, a szkoła będzie tym żyć do czasu następnej imprezy…
- Widziałaś to? – spytałam próbując sobie wyobrazić dwójkę nastolatków kotłujących się w krzakach… fuj.
- Niestety, dlatego nie pojawiam się już na każdej balandze u Josha, ale dzisiaj musimy iść – oczy jej zabłysnęły.
- Dlaczego?
- Bo to będzie twoja PIERWSZA, prawdziwa impreza.
- Skąd wiesz, że nie chodziłam na nie w Nowym Jorku? – przypomniałam sobie wszystkie te domówki, kiedy musiałam pilnować pijanej Jamie, żeby przypadkiem nie wskoczyła jakiemuś chłopakowi do łóżka…
- Błagam, założę się, że pilnowałaś swojej pijanej przyjaciółki – spojrzała na mnie z wyrzutem.
- No nie zawsze, na imprezach u Toma, albo Roberta wsadzaliśmy ją do taksówki, kiedy zaczynała bełkotać. – zaśmiałam się, przypominając sobie wstawioną Jamie, która próbowała siłować się z Thomasem, przed wepchaniem do taksówki.
- Dzisiaj będziesz od niej absolutnie wolna i w końcu zobaczysz co znaczy impreza – Ivy posłała mi promienny uśmiech – możesz wierzyć, lub nie, ale ja się nie upijam – mrugnęła do mnie – a przynajmniej nie tak, żeby mnie pilnować. Chodźmy lepiej na angielski, bo pani Dotts zje nas żywcem jak się spóźnimy. – swoim zwyczajem złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę szkoły.

- Czyżby Królowa Śniegu, wybierała się dziś na imprezę?- usłyszałam czyiś głos tuż za sobą. Odwróciłam się gotowa zrobić krzywdę tej osobie, jeśli tylko spróbuje zaatakować. – Wystraszyłem się – zaśmiał się kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
Fuknęłam w myślach z irytacji na samą na siebie. Dlaczego nie rozpoznałam jego głosu? Mogłam sobie oszczędzić jednego komentarza z jego strony. Hemmings od kilku dni nazywał mnie „Królową Śniegu” myśląc, że wytrąci mnie tym z równowagi, na szczęście mój mur miał jak na razie tylko jedna rysę i nie zamierzałam mu pokazywać, że tak naprawdę mam ochotę go uderzyć… bardzo mocno.
- Od kiedy to Cię interesuje, Zły Chłopcze?
- Więc awansowałem na „Złego Chłopca” – pochylił się nade mną, bawiąc się swoim kolczykiem w wardze.
Boże zwariuje, jak zrobi to jeszcze raz.
- Myślałam, że zrobiłeś to już dawno. Nie masz czasem jakiegoś kujona do pobicia? – odwróciąłm się zamykając szafkę.
- Auć, Królowo to zabolało – złapał się za klatkę piersiową, wykrzywiając twarz w bólu.
- Ojej, przepraszam… ale wiesz moje serce jest z lodu i ja nie czuję takich rzeczy. – ruszyłam do klasy przyciskając książki do klatki piersiowej… znowu czułam to dziwne mrowienie, jak za każdym razem kiedy Hemmings był w pobliżu.
- Królowo, to idziesz, czy nie? – krzyknął za mną.
- Zgaduj, Chłopcze! – odkrzyknęłam nie odwracając się.
- Myślę, że spotkamy się u Josha! – czyżbym wyczuła w jego glosie nutkę szczerego rozbawienia?

Luke

Odprowadziłem ja wzrokiem, póki nie zniknęła za rogiem. Boże jak ja uwielbiam się z nią drażnić, sposób w jaki udaje niewzruszoną, kiedy tak naprawdę probuje na mnie nie nawrzeszczeć jest idealny… do tego sposób w jaki patrzy na mój kolczyk, powoduje, że moje nerwy są w stanie wzmożonej gotowości. Jednak to nie zmienia faktu, że Shepard jest cholernie irytująca i nie mogę się doczekać dnia, kedy zamknę jej te ładne usteczka.
- Luke! Luke! – moje rozmyślania przerwał zdyszany Ashton wymacujący mi jakąś teczką przed oczami.
- Irwin, przestań – złapałem papiery – Co to jest?
- Twoje zamówienie – odparł dumny, wszystko co udało mi się znaleźć o Gwen.
- Stary, myślałem, że to będzie grubsze – spojrzałem zdziwiony na cienką teczkę.
- Ona jest jak jebane widmo – wzruszył ramionami – ledwo do tego się dogrzebałem…
- Czekaj, nigdy nie była w szpitalu? – przejrzałem pierwszą stronę.
- Oprócz swoich narodzin i tygodnia, kiedy załapała jakąś grypę żołądkową, czy coś… ale miała wtedy dwa miesiące.
- Żadnych złamań, chorób, wypadków?
- Nie, nigdy się nie zgubiła, ani nie była notowana przez policję… nawet za głupie wagary, czy wracanie nocą z imprezy.
- To dziwne – wymamrotałem przeglądając dalej.
- Dobra, schowaj w domu przejrzysz… nie chcę mieć problemów z naszą dyrektorką, albo policją. – zabrał mi teczkę i schował do plecaka – Z ciekawszych rzeczy mogę Ci powiedzieć, że praktycznie została wywalona z poprzedniej szkoły.
- Co? Sorry Ashton, ale Ci nie wierzę.
- No tak, zrobiła coś jakiemuś chłopakowi… ale nie napisali dokładnie co, tylko że złagodzili sprawę, bo to on ja sprowokował.
- Niby czym, można sprowokować dziewczynę? Powiedział, że Bieber to pedał, czy jak? – prychnąłem.
- Wyzywał ją, że niby ojciec odszedł od jej matki, bo nie chciał mieć dziecka… czy jakoś tak – wzruszył ramionami – coś w tym stylu.
- Co za palant – pokręciłem głową – Trzeba być nieźle popierdolonym, żeby zrobić coś takiego…
- Totalnie… słuchaj Luke są jeszcze akta od psychologa szkolnego, okazało się, że chodziłą dwa razy w roku, na konsultacje z pedagogiem…
- Coś ciekawego?

- To musisz sam sprawdzić – mrugnął do mnie i odszedł.

**

Cześć i czołem! Oto czwarty rozdział, a w nim znowu perspektywa Luke'a i rozmowa z Gwen :D ciekawe, czy któreś z was już ich shippuje? Przepraszam, że wstawiam tak późno, ale mam jutro sprawdzian z polskiego (uroki humana i matury w 2016), a do tego Kac Vegas 3 leciało na HBO, a ja nie mogłam sobie odpuścić (Bradley Cooper *.*). Takim sposobem jest już prawie 11 w nocy, a ja muszę wstać jutro o 5.30 i wyglądam mniej więcej tak:




Więc uciekam spać i zostawiam was z prośbą: wymyślcie nazwę dla Luke'a i Gwen (możecie ją zostawić w komentarzu, albo na tt z tagiem #LiarFF)

wasza Arabella xx

ENJOY!



2 komentarze:

  1. Zajebiste fanfiction!!!!
    Znalazłam je dzisiaj na spisie ff i jestem bardzo ciekawa co bedzie dalej!!!
    Ciekawe co się stało z tatą Gwen??
    Juz się nie mogę doczekać next'a!!!
    Claudia xxx.

    Mogłabyś mnie informować na twitterze?? @Dire_ctioner_

    OdpowiedzUsuń