czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział VIII

Gwen

Po godzinie układania się na łóżku, w końcu zasnęłam. Kiedy otworzyłam oczy do pokoju wpadało delikatne światło, a moja głowa była dziwnie lekka i pusta. Powoli wstałam, wciąż miałam na sobie bluzę, którą zwinęłam na imprezie, a pod nią koszulkę Jamesa i majtki bokserki. Boże, nawet nie pamiętam jak przebrałam się w pidżamę. Ruszyłam w stronę schodów, kiedy głos mamy praktycznie doprowadził mnie do zawału:
- GWENNY, KTOŚ DO CIEBIE!
- JUŻ IDĘ! – odkrzyknęłam, chwytając się mocno poręczy.
Kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam Roberta i… Luke’a
- Cześć – wychrypiałam i ruszyłam w stronę lodówki po sok.
- Nawet nie wiesz jak dobrze Cię widzieć – bystre, brązowe oczy Roberta obiegły moją sylwetkę od stóp do głów, zatrzymując się chwilę dłużej na twarzy. Ukradkiem spojrzałam w małe lusterko zawieszone na drzwiach lodówki, tylko po to żeby zobaczyć rozmazany makijaż wokół oczu, poplątane włosy i tęczówki o szarawym odcieniu – Chyba nie zdajesz sobie sprawy, co mogło Ci się stać. Wracałaś sama, zaułkami, po mieście, które ledwie znasz…
- Stary, spokojnie. Najważniejsze, że żyje – odezwał się Luke, a ja prawie wypuściłam karton z rąk, kiedy spotkałam jego zatroskane spojrzenie.
- Dobra, nieważne. Mam kilka spraw do załatwienia. Pilnuj jej dopóki nie wrócę – machnął na mnie kluczykami, pokazując jak bardzo jest wkurzony.
- Oczywiście, Panie – wypaliłam, stawiając z impetem karton na blacie.
- Nie mam ochoty wdawać się z Tobą w zbędne dyskusje – w sekundę znalazł się zaledwie trzy centymetry od mojej twarzy – jeśli chcesz zginąć to TWÓJ problem nie mój.
- Powiem Ci tylko jedną rzecz Stark – spojrzałam mu prosto w oczy – ja nie zamierzam umierać w najbliższym czasie, a teraz jedź… widzę, że się spieszysz.
Omiótł mnie ostatni raz lodowatym spojrzeniem i energicznym krokiem wyszedł z mieszkania, prawie trzaskając drzwiami.
- Co się gapisz Hemmings? – burknęłam siadając obok niego.
- Oh… myślę, że serce mi zamarzło od twojego wzroku Shepard – złapał się za klatkę piersiową z udawanym przerażeniem.
- „Shepard”? Wkroczyliśmy na nowy poziom nienawiści?
- Co tylko rozkażesz  – ukłonił się teatralnie – muszę Ci jednak powiedzieć coś ważnego – nachylił się nad moim uchem, omiatając ciepłym oddechem szyję – wyglądasz cholernie seksownie w mojej bluzie – odsunął się zanim zdążyłam go trzasnąć w twarz, a zaraz potem poczułam jak na moje policzki wkrada się ciepło… cholera.
- Hemmings przerażasz mnie – zmarszczyłam nos – gdyby nie to, że masz irytujący kolczyk w wardze, jakieś dwa metry wzrostu i na imię Luke, może bym Ci uwierzyła.
I właśnie wtedy usłyszałam jak Lucas Hemmings śmieje się po raz pierwszy… był to szczery, perlisty dźwięk, który rozlewał się po moich żyłach niczym tajemniczy narkotyk, od którego można się uzależnić już za pierwszym spróbowaniem.
- Shepard, twoja kobieca intuicja zaczyna mnie martwić – otarł kąciki oczu – gdybyś nie miała tych przenikliwych, zielonych oczu może bym nawet nie próbował Cię oszukać – uśmiechnął się szelmowsko – tak naprawdę mój pies lepiej by wyglądał w tej bluzie niż ty.
- Ulżyło mi – uśmiechnęłam się słodko – już nie muszę się bać, że zostawisz ją u mnie, a ja będę zobowiązana spać w niej, jakbyśmy byli w jakimś chorym, przesłodzonym związku – westchnęłam, rzucając w niego materiałem.
Wstałam i podpierając się pod boki, czekałam na kolejny komentarz z jego strony. Jednak on nie nadchodził, w końcu zrezygnowana spojrzałam na niego… rozglądał się po kuchni jakby nie wiedział gdzie podziać oczy.
- Hemmings, masz problemy z koncentracją? – spytałam, machając mu dłonią przed oczami.
- Przy TOBIE Shepard zawsze – uśmiechnął się jednym kącikiem ust i wymownie obleciał moją sylwetkę od stóp do głów.
Oh, przecież spałam w bokserkach i starej koszulce Jamesa… Kiedy na moje policzki znów wkradał się rumieniec w kuchni pojawiła się mama w granatowej sukience, jedwabną apaszką na szyi i okularach nasuniętych na jej długie blond włosy.
- Skarbie, ja idę. Widzimy się wieczorem – pocałowała mnie w czoło – uważaj na siebie, a jakby ktoś się o mnie pytał… każ mu przyjść wieczorem. Kocham Cię – przytuliła mnie mocno do siebie – A ty młody człowieku, masz jej pilnować jak oka w głowie…
- Mamo, błagam… nie potrzebuję niańki – spojrzałam w jej zmartwione oczy – Co się dzieje?
- Nic, muszę już lecieć do pracy – pocałowała mnie szybko w policzek, a chwilę później zniknęła za drzwiami.

***

Luke

- SHEPARD! CO TY TAM ROBISZ!? NAPRAWDĘ MUSZĘ SKORZYSTAĆ! – waliłem w drzwi łazienki od dobrych piętnastu minut, ale z powodu wciąż chodzącego prysznicu, ta mała, irytująca blondyneczka nawet mnie nie słyszała.
- Boże, Hemmings, jesteś gorszy niż dziecko! – wytknęła głowę z mokrymi włosami przez szparę w drzwiach i zgromiła mnie spojrzeniem – Wejdź, zanim mi się zsikasz na dywan – naburmuszona wyszła poprawiając dumnie białą koszulkę i strzepując jakiś puszek z legginsów.
Robert serio mógłby się pospieszyć, ja nie wytrzymam z tą małą wariatką!
Łazienka wyglądała jak królestwo typowej kobiety, na każdej wolnej przestrzeni stały flakony z perfumami, jakieś pędzle, szczotki i żele pod prysznic. Mogłem zauważyć nawet kilka wsuwek na  brzegu umywalki. Całe pomieszczenie było utrzymane w kolorze ciepłego beżu, sprawiając, że miałem ochotę zostać tu już na zawsze.
Niestety złudne poczucie bezpieczeństwa zniknęło kiedy spojrzałem w lustro… ze szklanej tafli patrzyły na mnie zimne, przebiegłe oczy.
- Naprawdę myślisz, że ją ochronisz? – prychnął mój najgorszy koszmar – Jesteś tylko popieprzonym nastolatkiem, taka dziewczyna nawet na Ciebie nie spojrzy…
- Luke, oderwij oczy od lustra… natychmiast! – nawet nie usłyszałem kiedy weszła do pomieszczenia  – Spokojnie, nic Ci nie może zrobić dopóki mu nie pozwolisz –poczułem jak kładzie swoją smukłą dłoń na mojej pięści o białych knykciach – Chodź – złapała mnie za ramię i z niesamowita stanowczością zaprowadziła do swojego pokoju.
Pomieszczenie utrzymane było w różnych odcieniach beżu i delikatnego różu, a łóżko niesamowicie miękkie i pachnące stokrotkami. Nawet nie zauważyłem kiedy wyszła z niego mamrocząc coś pod nosem, chłonąc każdy kąt tętniącego życiem pokoju. Biurko było zasłane książkami i papierami, szafa obklejona zdjęciami, a na poduszce pod oknem smacznie spał biało-rudy kocur. Wtedy poczułem jak łóżku po mojej lewej ugina się nieznacznie, obok mnie stała mała, szara i chuda kotka z czarnymi pręgami. Wydawała się tak krucha i filigranowa jakby miała zaraz zniknąć, ale jej duże, zielone oczy wpatrujące się we mnie uważnie potwierdzały, że jednak jest prawdziwa.
- Cześć mała – mruknąłem i delikatnie pogłaskałem ją po łebku, chwilę później ugniatała moje udo małymi łapkami i mrucząc przeraźliwie domagała się dalszych czułości.
- Masz szklankę wody – Gwen stanęła w drzwiach jakby ktoś ją spetryfikował – Sama do ciebie przyszła?
- Tak, niby czemu pytasz? – kotka wyraźnie szczęśliwa położyła się obok mnie pokazując wszystkim brzuch.
- Ona, nigdy… Lucy boi się obcych – mruknęła – zwykle siada na jakimś parapecie i obserwuje, ale nigdy nie podchodzi…
Wyglądała jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, kiedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi, a ona wybiegła z pokoju stawiając szklankę na stoliku nocnym.

***

Gwen

Z irytacją otworzyłam drzwi, nawet nie sprawdzając kto jest po drugiej stronie. Byłam pewna, że James znów zapomniał kluczy, a jego komórka jest martwa, więc dobija się do drzwi… nawet nie da mi pomyśleć, nad tym całym Hemmingsem!
- Naucz się w końcu nosić ze sobą klucze!- warknęłam, a zaraz potem stanęłam jak wryta.
Po drugiej stronie stał wysoki, blady, czarnowłosy mężczyzna w ładnych spodniach i koszuli, jego szaro-zielone tęczówki  przewiercały mnie na wylot, a ukryte znaki na ciele lekko mrowiły – Dzień dobry – wyjąkałam oblewając się rumieńcem.
- Gwen, przestań warczeć na gości, a poza tym noszę kluczę – nagle w korytarzu pojawił się James – Pan wybaczy mojej kuzynce, ma ostatnio ciężki okres – uśmiechnął się do mnie kpiąco.
- Nic nie szkodzi – odparł gość lekko zdezorientowany – chyba pomyliłem adresy…
- Kogo Pan szuka, może będziemy mogli pomóc – odparłam, mimo iż to było kłamstwo, nie znałam ani miasta, a już tym bardziej sąsiadów, ale coś w tym facecie sprawiało, że nie chciałam żeby odszedł.
- Stefanie Shepard – westchnął, a my z Jamesem spojrzeliśmy zdziwieni po sobie, musiał być bardzo dawnym znajomym mamy skoro o nas nie wiedział.
- Jest Pan we właściwym miejscu  – mój kuzyn wzruszył ramionami i uśmiechnął się ciepło, właśnie wtedy usłyszeliśmy dziwny huk, dochodzący z piętra – Bardzo przepraszam, to pewnie nasze koty – posłał mi zirytowane spojrzenie i odszedł.
Lucas Hemmings właśnie awansował na idiotę roku!
- Mama prosiła, żeby przekazać, że będzie w domu  około 17,  wtedy może się z nią pan zobaczyć.
Wyglądał na naprawdę zszokowanego, jego jasne oczy były szeroko otwarte, a dłonie co chwilę zaciskał w pięści. Wyraźnie miał ochotę się o coś spytać.
- Oczywiście, w takim razie przyjdę o 17.30 – skinął głową i już miał odejść, kiedy z jego ust padło pytanie:
- Mogę tylko wiedzieć ile masz lat?

- 17, za dwa miesiące 18 – uśmiechnęłam się, pewnie ostatni raz widział mamę przed ciążą, dlatego tak się zdziwił – w takim razie do zobaczenia – zamknęłam za nim drzwi.

***

Witam, moich drogich czytelników, po tak dłuuuugiej przerwie! Bardzo was przepraszam, ale miałam totalny brak weny i czasu (seriale się same nie obejrzą, a praca domowa nie odrobi), będę się starać wstawiać rozdziały raz w miesiącu (może dwa jak dopisze czas i wena). Dziękuję wszystkim, którzy tutaj kiedykolwiek weszli i zostawili ślad w postaci komentarza, jesteście najlepsi!

Wasza Arabella xx

PS. zastanwiam się nad opublikowaniem Liar na Wattpadzie, co o tym sądzicie?

1 komentarz:

  1. Rozdział boski,wspaniały i genialny. Mam przeczucie że Loki jest ojcem Gwen. Będę bardzo kibicowała aby się poznali. Wogule ta tematyka mnie zachwyca. Uwielbiam historie i mitologie, bóstwa o Skandynawii oraz Avengers'ów . Czekam na kolejny :) życzę weny. Co do wattpada, dobry pomysł aby bloga tam umieścić :)

    Do następnego rozdziału~Nat :)

    OdpowiedzUsuń