poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział VII



Luke

Stałem w ogródku za domem Josha zaciągając się papierosem. Kiedy tylko nikotyna dotarła do mózgu poczułem jak wszystkie myśli przestają obijać się o moją czaszkę. Uśmiechnąłem się cierpko, w końcu czując się wolny. Kiedy ostatni gryzący wdech zainfekował moje płuca rzuciłem niedopałek obok wielkiego krzaku róż i zdeptałem go stopą.
- Wołałeś mnie? – z mroku wyłoniła się nieuczesana blond głowa Ashtona
- Gwen zwiała… nie widziałeś jej?
- Stary, przecież bym ją zatrzymał – zdenerwowany potarł kark dłonią.
- KŁAMCA! – z krzaków za nami wyskoczył Calum, zaczepiając rękawem koszuli o gałęzie i obrywając go.
- Cal..
- To nic – spojrzał na ubranie i zrobił to samo z drugim – teraz wyglądam punk rockowo – posłał nam swój popisowy uśmiech – ale to nieważne, widziałem jak nasza zguba wychodzi, ale nie zdążyłem do niej podbiec. Wysłałem za nią Mike’a, możesz mnie nazywać super bohaterem – przerwał rozpinanie guzików i wypiął dumnie pierś – każda dziewczyna jest przy mnie bezpieczna.
Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem i spojrzałem na Ashtona, który mroził bruneta wzrokiem…
- Ashton, co ty odpierdalasz? – spytałem wkładając kolejnego papierosa do ust.
- Nic, to on coś tutaj insynuuje – machnął ręką z wściekłością
-  To nic, że nie do końca wiem co powiedziałeś… ale obłapianie Jessici na SŁUŻBIE nie było twoim najmądrzejszym pomysłem – podparł się pod boki i pomachał palcem jak te wszystkie nastolatki w tych durnych filmach.
Z jednej strony byłem wściekły na Asha i miałem ochotę mu przywalić, ale widok Cala wyginającego biodra z ustami ułożonymi w dziubek sprawił, że wybuchnąłem głośnym, niepowstrzymanym śmiechem.
- Odszczekaj to kurwa – blondyn zbliżył się do bruneta i złapał go za podkoszulek – albo będziesz zbierał zęby z trawnika – wycharczał
- W tej chwili go puść – momenatlnie się opanowałem i szarpnałęm go za koszulkę, prawie przewracając – to nie on tu nawalił tylko ty – dźgnąłem go placem w pierś – albo opanujesz małego przyjaciela, albo wylądujesz w jakiś BARDZO nieprzyjemnym miejscu… Zrozumiałeś, kurwa? – popchnąłem go dosyć mocno, żeby zrozumiał – Calum, wiesz gdzie ona poszła?
- Do domu – wzruszył ramionami
- Dobra, niech Ashton tu zostanie na chwilę, a ty wracaj na imprezę i powiedz wszystko Robertowi.
Patrzyłem chwilę jak oddala się w stronę domu, kiedy zapalałem papierosa. Wciąż nie wierzę jakim cudem przeżył w moim świecie, patrząc na jego roześmianą twarz trudno uwierzyć, że posiada jakieś śladowe ilości sprytu. Mimo wszystkich wad, prawda jest taka, że bez Caluma byłbym wrakiem, albo gorzej… trupem.
- Co chciałeś? – Ashton kopał z wściekłością krzak róż.
- Zostaw te chwasty i schowaj dumę do kieszeni, bo masz robotę. Był tu taki chłopak… brunet, przeciętny z dziwacznymi oczami. Znajdź go i wyduś, czy rozmawiał z Gwen. To ważne, ale pamiętaj – rozwiązania siłowe, tylko w ostateczności.
- Jasne, Luke – skinął głową z ponurym uśmiechem i zniknął w ciemności.
Rzuciłem kolejny niedopałek na trawę i ruszyłem w stronę samochodu.

Gwen

- JEST TU KTOŚ? – krzyknęłam wchodząc do domu, jednak odpowiedziała mi głucha cisza.
Rzuciłam klucze do miski, obok wieszaków i zdjęłam buty. Byłam zmęczona i zbierało mi się na płacz, więc ruszyłam prosto do pokoju. Wchodząc wsadziłam rękę do kieszeni bluzy, szukając telefonu, kiedy przez przypadek natrafiłam na jakiś metalowy kształt. Zdziwiona wyciągnęłam go i odkryłam nieduży pęk klucz z breloczkiem w kształcie brązowego misia, który był już podniszczony. Super, wzięłam bluzę jakiegoś obcego chłopaka, a nie Roberta. Zrezygnowana położyłam się na łóżku, pozwalając łzom spływać po policzkach. Powinnam zapisać całą dzisiejszą noc w dzienniku, ale nie miałam na to ani siły, ani ochoty. Z tyłu mojej głowy wciąż odzywał się cichy głosik, że to tylko koszmarny sen.
Wytarłam nos ręką i ostatkiem sił zwlekłam się z łóżka i powłócząc nogami ruszyłam do łazienki. Kiedy stanęłam przed lustrem spojrzała na mnie biała, matowa twarz, z dziwnie różowymi ustami i śladami tuszu wymieszanego z cieniem do powiek na całej twarzy. Gdybym tylko miała mniejszy bałagan na głowie i bardziej zielone oczy mogłabym grać  główną rolę w jakimś filmie o niegrzecznych nastolatkach, czy innych bzdurach. Westchnęłam i zsunęłam bluzę z ramion, zostając w szortach i krótkim, czarnym topie. Ruszyłam w stronę wanny, próbując wymazać z pamięci twarz tego chłopaka i pozbyć się tego tępego, rozrywającego uczucia strachu w moim ciele.
- Nie dam rady – wyszeptałam, osuwając się po ścianie, czułam jak mur wybudowany wokół mojego serca wali się.
Wszystkie uczucia blokowane od kilku miesięcy wracały ze zdwojoną siłą, zamieniając mnie w kupkę ludzkich gruzów. Czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek… pierwszy raz w życiu chciałam ucieć od samej siebie. Smutek, bezradność, rezygnacja i pragnienie śmierci tańczyły jakiś mroczny taniec w moich żyłach.
Wtedy zobaczyłam nożyk, którym mama otwiera próbki, poczułam jak w moje ciało wracają resztki życia. Chłopak twierdził, że i tak umrę, więc czemu nie zrobić tego samej? Nie zostanę wykorzystana w czymś czego nie rozumiem, nie skrzywdzę niewinnych i nie będę popychadłem mrocznych sił. Samobójstwo nie było śmiercią o jakiej marzyłam, ale dzisiaj zostałam brutalnie uświadomiona, że i tak nie dożyje starości, studiów, ani innych rzeczy, o których zawsze marzyłam. Już sięgałam po nożyk, kiedy usłyszałam za sobą głos:
- Chyba nie chcesz skończyć w ten sposób?
Przerażona podskoczyłam, wydając z siebie przeraźliwy krzyk, ale kiedy spojrzałam za siebie… nikogo nie znalazłam.
- Lustro, moja droga – głos znów się odezwał, ociekając rozbawieniem.
Powoli spojrzałam w nie i omal znów nie krzyknęłam. Obok mojego odbicia stał wysoki, tleniony blondyn z szarymi oczami, które wydawały się dziwnie znajome i trzema (lub czterema) kolczykami na twarzy.
- K-kim jesteś? – wyszeptałam, biorąc powolny, głęboki wdech… to musi być halucynacja.
- Chris – uśmiechnął się lekko – nie bój się, chcę Ci pomóc.
- Niby dlaczego?
- Powiedzmy, że obiecano mi coś, jeśli uratuję, jak to nazwała moja pani… Bramę.
- Nie jestem żadną Bramą – prychnęłam coraz bardziej zmęczona.
- Oczywiście, że tak. Moja pani się nie myli.
- Kto jest twoją „panią” – prawie wyplułam ostatnie słowo.
- Najpierw muszę się upewnić, że nie użyjesz tego, do podcięcia sobie żył – spojrzał wymownie na leżący przed nim przedmiot – nie warto.
- Niby skąd to wiesz?
- Mam, albo raczej miałem, brata – zamknął na chwilę oczy – chciał zrobić sobie to samo, ale pokazałem co może go ominąć… wtedy pomogło i może teraz też.
- Twój brat nie był „Bramą” – oparłam się o umywalkę ze znużenia – nawet jeśli zostanę, to nie będzie życie…
- Bzdura – prychnął –  Możesz myśleć o sobie jak najgorsze rzeczy, ale ZAWSZE znajdzie się ktoś widzący w tobie więcej niż wrak człowieka – uśmiechnął się jak coś mu się przypomniało – czasem warto podjąć ryzyko.
- Czemu Ci tak bardzo zależy na tym żebym została?
- Powiedzmy, że kogoś mi przypominasz – puścił mi oczko – poza tym, mam coś do załatwienia tutaj i możesz mi pomóc…
-  Czego ode mnie chcesz?
- Żebyś zaczęła słuchać serca.

Po tych słowach rozpłynął się, zostawiając mnie samą z jeszcze większą ilością pytań w głowie, rozpalających moją ciekawość. Ostatni raz spojrzałam na nożyk, wzięłam bluzę i wyszłam z łazienki. Dzisiaj nie jest dobry czas na umieranie. 

***

WRÓCIŁAM! 

Chciałam wam wszystkim bardzo podziękować, za prawie 3,7 tys. wyświetleń i absolutnie wszystkie komentarze, niestety początki są zwykle ciężkie, ale nie warto się poddawać. Mój komputer wrócił już z naprawy, ale niestety straciłam WSZYSTKIE dane i musiałam trochę ich odzyskać zanim znów zaczęłam pisać. W szkole mamy obecnie próbne matury, a tydzień przedświąteczny można zaliczyć do tych luźniejszych, więc może pojawi się coś przed końcem 2014 ;) Trzymajcie się ciepło!

Wasza 

Arabella xx

3 komentarze: