Luke
Stałem w ogródku za
domem Josha zaciągając się papierosem. Kiedy tylko nikotyna dotarła do mózgu
poczułem jak wszystkie myśli przestają obijać się o moją czaszkę. Uśmiechnąłem
się cierpko, w końcu czując się wolny. Kiedy ostatni gryzący wdech zainfekował
moje płuca rzuciłem niedopałek obok wielkiego krzaku róż i zdeptałem go stopą.
- Wołałeś mnie? – z
mroku wyłoniła się nieuczesana blond głowa Ashtona
- Gwen zwiała… nie
widziałeś jej?
- Stary, przecież bym
ją zatrzymał – zdenerwowany potarł kark dłonią.
- KŁAMCA! – z krzaków
za nami wyskoczył Calum, zaczepiając rękawem koszuli o gałęzie i obrywając go.
- Cal..
- To nic – spojrzał na
ubranie i zrobił to samo z drugim – teraz wyglądam punk rockowo – posłał nam
swój popisowy uśmiech – ale to nieważne, widziałem jak nasza zguba wychodzi,
ale nie zdążyłem do niej podbiec. Wysłałem za nią Mike’a, możesz mnie nazywać
super bohaterem – przerwał rozpinanie guzików i wypiął dumnie pierś – każda
dziewczyna jest przy mnie bezpieczna.
Pokręciłem głową ze
zrezygnowaniem i spojrzałem na Ashtona, który mroził bruneta wzrokiem…
- Ashton, co ty
odpierdalasz? – spytałem wkładając kolejnego papierosa do ust.
- Nic, to on coś tutaj
insynuuje – machnął ręką z wściekłością
- To nic, że nie do końca wiem co powiedziałeś…
ale obłapianie Jessici na SŁUŻBIE nie było twoim najmądrzejszym pomysłem –
podparł się pod boki i pomachał palcem jak te wszystkie nastolatki w tych
durnych filmach.
Z jednej strony byłem
wściekły na Asha i miałem ochotę mu przywalić, ale widok Cala wyginającego
biodra z ustami ułożonymi w dziubek sprawił, że wybuchnąłem głośnym,
niepowstrzymanym śmiechem.
- Odszczekaj to kurwa –
blondyn zbliżył się do bruneta i złapał go za podkoszulek – albo będziesz
zbierał zęby z trawnika – wycharczał
- W tej chwili go puść
– momenatlnie się opanowałem i szarpnałęm go za koszulkę, prawie przewracając –
to nie on tu nawalił tylko ty – dźgnąłem go placem w pierś – albo opanujesz
małego przyjaciela, albo wylądujesz w jakiś BARDZO nieprzyjemnym miejscu…
Zrozumiałeś, kurwa? – popchnąłem go dosyć mocno, żeby zrozumiał – Calum, wiesz
gdzie ona poszła?
- Do domu – wzruszył
ramionami
- Dobra, niech Ashton
tu zostanie na chwilę, a ty wracaj na imprezę i powiedz wszystko Robertowi.
Patrzyłem chwilę jak
oddala się w stronę domu, kiedy zapalałem papierosa. Wciąż nie wierzę jakim
cudem przeżył w moim świecie, patrząc na jego roześmianą twarz trudno uwierzyć,
że posiada jakieś śladowe ilości sprytu. Mimo wszystkich wad, prawda jest taka,
że bez Caluma byłbym wrakiem, albo gorzej… trupem.
- Co chciałeś? – Ashton
kopał z wściekłością krzak róż.
- Zostaw te chwasty i
schowaj dumę do kieszeni, bo masz robotę. Był tu taki chłopak… brunet,
przeciętny z dziwacznymi oczami. Znajdź go i wyduś, czy rozmawiał z Gwen. To
ważne, ale pamiętaj – rozwiązania siłowe, tylko w ostateczności.
- Jasne, Luke – skinął
głową z ponurym uśmiechem i zniknął w ciemności.
Rzuciłem kolejny
niedopałek na trawę i ruszyłem w stronę samochodu.
Gwen
- JEST TU KTOŚ? –
krzyknęłam wchodząc do domu, jednak odpowiedziała mi głucha cisza.
Rzuciłam klucze do miski,
obok wieszaków i zdjęłam buty. Byłam zmęczona i zbierało mi się na płacz, więc
ruszyłam prosto do pokoju. Wchodząc wsadziłam rękę do kieszeni bluzy, szukając
telefonu, kiedy przez przypadek natrafiłam na jakiś metalowy kształt. Zdziwiona
wyciągnęłam go i odkryłam nieduży pęk klucz z breloczkiem w kształcie brązowego
misia, który był już podniszczony. Super, wzięłam bluzę jakiegoś obcego
chłopaka, a nie Roberta. Zrezygnowana położyłam się na łóżku, pozwalając łzom
spływać po policzkach. Powinnam zapisać całą dzisiejszą noc w dzienniku, ale
nie miałam na to ani siły, ani ochoty. Z tyłu mojej głowy wciąż odzywał się
cichy głosik, że to tylko koszmarny sen.
Wytarłam nos ręką i
ostatkiem sił zwlekłam się z łóżka i powłócząc nogami ruszyłam do łazienki.
Kiedy stanęłam przed lustrem spojrzała na mnie biała, matowa twarz, z dziwnie
różowymi ustami i śladami tuszu wymieszanego z cieniem do powiek na całej
twarzy. Gdybym tylko miała mniejszy bałagan na głowie i bardziej zielone oczy
mogłabym grać główną rolę w jakimś
filmie o niegrzecznych nastolatkach, czy innych bzdurach. Westchnęłam i
zsunęłam bluzę z ramion, zostając w szortach i krótkim, czarnym topie. Ruszyłam
w stronę wanny, próbując wymazać z pamięci twarz tego chłopaka i pozbyć się
tego tępego, rozrywającego uczucia strachu w moim ciele.
- Nie dam rady –
wyszeptałam, osuwając się po ścianie, czułam jak mur wybudowany wokół mojego
serca wali się.
Wszystkie uczucia
blokowane od kilku miesięcy wracały ze zdwojoną siłą, zamieniając mnie w kupkę
ludzkich gruzów. Czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek… pierwszy raz w
życiu chciałam ucieć od samej siebie. Smutek, bezradność, rezygnacja i
pragnienie śmierci tańczyły jakiś mroczny taniec w moich żyłach.
Wtedy zobaczyłam nożyk,
którym mama otwiera próbki, poczułam jak w moje ciało wracają resztki życia.
Chłopak twierdził, że i tak umrę, więc czemu nie zrobić tego samej? Nie zostanę
wykorzystana w czymś czego nie rozumiem, nie skrzywdzę niewinnych i nie będę
popychadłem mrocznych sił. Samobójstwo nie było śmiercią o jakiej marzyłam, ale
dzisiaj zostałam brutalnie uświadomiona, że i tak nie dożyje starości, studiów,
ani innych rzeczy, o których zawsze marzyłam. Już sięgałam po nożyk, kiedy
usłyszałam za sobą głos:
- Chyba nie chcesz
skończyć w ten sposób?
Przerażona
podskoczyłam, wydając z siebie przeraźliwy krzyk, ale kiedy spojrzałam za
siebie… nikogo nie znalazłam.
- Lustro, moja droga –
głos znów się odezwał, ociekając rozbawieniem.
Powoli spojrzałam w nie
i omal znów nie krzyknęłam. Obok mojego odbicia stał wysoki, tleniony blondyn
z szarymi oczami, które wydawały się dziwnie znajome i trzema (lub czterema)
kolczykami na twarzy.
- K-kim jesteś? –
wyszeptałam, biorąc powolny, głęboki wdech… to musi być halucynacja.
- Chris – uśmiechnął
się lekko – nie bój się, chcę Ci pomóc.
- Niby dlaczego?
- Powiedzmy, że
obiecano mi coś, jeśli uratuję, jak to nazwała moja pani… Bramę.
- Nie jestem żadną
Bramą – prychnęłam coraz bardziej zmęczona.
- Oczywiście, że tak.
Moja pani się nie myli.
- Kto jest twoją
„panią” – prawie wyplułam ostatnie słowo.
- Najpierw muszę się
upewnić, że nie użyjesz tego, do podcięcia sobie żył – spojrzał wymownie na
leżący przed nim przedmiot – nie warto.
- Niby skąd to wiesz?
- Mam, albo raczej
miałem, brata – zamknął na chwilę oczy – chciał zrobić sobie to samo, ale
pokazałem co może go ominąć… wtedy pomogło i może teraz też.
- Twój brat nie był
„Bramą” – oparłam się o umywalkę ze znużenia – nawet jeśli zostanę, to nie
będzie życie…
- Bzdura – prychnął – Możesz myśleć o sobie jak najgorsze rzeczy,
ale ZAWSZE znajdzie się ktoś widzący w tobie więcej niż wrak człowieka –
uśmiechnął się jak coś mu się przypomniało – czasem warto podjąć ryzyko.
- Czemu Ci tak bardzo
zależy na tym żebym została?
- Powiedzmy, że kogoś
mi przypominasz – puścił mi oczko – poza tym, mam coś do załatwienia tutaj i
możesz mi pomóc…
- Czego ode mnie chcesz?
- Żebyś zaczęła słuchać
serca.
Po tych słowach
rozpłynął się, zostawiając mnie samą z jeszcze większą ilością pytań w głowie,
rozpalających moją ciekawość. Ostatni raz spojrzałam na nożyk, wzięłam bluzę i
wyszłam z łazienki. Dzisiaj nie jest dobry czas na umieranie.
***
WRÓCIŁAM!
Chciałam wam wszystkim bardzo podziękować, za prawie 3,7 tys. wyświetleń i absolutnie wszystkie komentarze, niestety początki są zwykle ciężkie, ale nie warto się poddawać. Mój komputer wrócił już z naprawy, ale niestety straciłam WSZYSTKIE dane i musiałam trochę ich odzyskać zanim znów zaczęłam pisać. W szkole mamy obecnie próbne matury, a tydzień przedświąteczny można zaliczyć do tych luźniejszych, więc może pojawi się coś przed końcem 2014 ;) Trzymajcie się ciepło!
Wasza
Arabella xx
zarąbisty rozdział <3 Czekam na nexta <3 /K.
OdpowiedzUsuńkiedy next???
OdpowiedzUsuńŚwietny!!!<3
OdpowiedzUsuń