wtorek, 30 września 2014

Rozdział V

Gwen

- Słuchaj, wpadnę do Ciebie o siódmej – Ivy machnęła włosami, kiedy wyszłyśmy przed szkołę – Jezu, co tu się dzieje? – spojrzałyśmy na tłum dziewczyn, kłębiących się przy jakimś samochodzie – Luke, sprowadził swojego miłego brata bliźniaka?
Wzruszyłam ramionami, wciąż patrząc w tamtą stronę. One wszystkie zachowywały się jakby zobaczyły kogoś sławnego…
- Moje drogie wystarczy! – osoba, która była centrum uwagi, krzyknęła z nutką rozbawienia w głosie, a ja się uśmiechnęłam.
- ROBERT! – zostawiłam Ivy i pobiegłam w stronę zbiorowiska, przepychając się przez napalony tłum i rzucając się przyjacielowi na szyję – Co ty tu robisz?
- Stwierdziłem, że zobaczę jak się trzymasz – uśmiechnął się – i muszę coś załatwić. To jak, zbieramy się?
- Czekaj… nie ma z tobą Jamie?
- Błagam, za kogo ty mnie masz – przewrócił oczami.
Jako jedyny z naszej trójki nie przepadał za Jems, zresztą sama miałam czasem wrażenie, że bez niej jest mi… lepiej?
- To dobrze – mruknęłam pod nosem – Co u Thomasa?
- Musi poprawić matmę, bo nie zda – wzruszył ramionami – dlatego przyleciałem sam.
- Boże, dajcie przejść… jesteście jakieś nienormalne – naszą rozmowę przerwał zirytowany głos Ivy, próbującej przedrzeć się przez tłum.
- Dziewczęta, puśćcie ją! – krzyknął, a nastolatki rozstąpiły się… WOW.
- Robert, to jest Ivy – powiedziałam, kiedy moja koleżanka stanęła przed nami.
- Miło Cię w końcu spotkać – chłopak uśmiechnął się, a ja zauważyłam w jego oczach dziwny blask.
- Mi również – twarz Ivy rozjaśnij promienny uśmiech – Idziesz dzisiaj na imprezę?
- Jeśli tylko pozwolisz mi dotrzymać sobie towarzystwa – zaśmiali się, a ja się uśmiechnęłam… było widać, że się sobie spodobali.
- Oczywiście, miałam wpaść po Gwen o siódmej…
- Myślę, że to raczej ja powinienem być waszym szoferem – mrugnął do niej – O siódmej?
- Zdecydowanie.

- Gwen, zobaczysz to będzie impreza twojego życia! – krzyknęła Ivy, wymachując rękami w rytm muzyki, kiedy szłyśmy przez podjazd do domu Josha.
Wszędzie kręcili podpici nastolatkowie, a muzyka dudniła nawet tutaj.
- Nikomu z sąsiadów nie przeszkadza…
- Uwierz, że nie. Nawet czasami sami przychodzą – Ivy mrugnęła do mnie, kiedy stanęłyśmy pod drzwiami – Czas pokazać wam na co stać Australię – posłała nam figlarny uśmieszek i pchnęła drewnianą płytę.

Luke

- Nie do końca rozumiem – mruknął Michael pochylony nad teczką z papierami Gwen – Na co Ci to wszystko? To tylko zwykła dziewczyna…
- Clifford, przestań – warknąłem czytając kolejne streszczenie z sesji u psychologa – praktycznie wszystkie są takie same… bardzo samodzielna, inteligenta, sarkastyczna, jednak potrafi okazać wsparcie drugiej osobie, chętna do rozmowy – odłożyłem kartki na stół i przetarłem twarz dłońmi – to się nie zgadza z rzeczywistością!
- Przeczytaj to – Ashton wszedł do pokoju z kubkiem kawy i wskazał na ostatni kawałek papieru.
- „Gwendolyn zmieniła się od ostatniego spotkania… - przeczytałem - … stała się bardziej zamknięta w sobie, nie udziela tak chętnie odpowiedzi, wydaje się nieobecna na sesji.” – spojrzałem na datę sporządzenia dokumentu – To jest ze stycznia…
- Coś musiało wydarzyć się między listopadem, a styczniem – Ashton wzruszył ramionami – zmiana nie jest wielka, pewnie nawet jej przyjaciele nie zauważyli.
- Albo nie chcieli – mruknął Mike.
Albo ona nie chciała…
- To dziwne – odezwałem się – Dlaczego nagle zaczęła zachowywać się, jakby chciała zniechęcić do siebie ludzi… dziewczyny zwykle działają na odwrót.
- CHŁOPAKI! – do pokoju wpadł zdyszany Calum – Mamy gościa..
Odsunął się, a w progu pojawiła się dosyć wysoka męska sylwetka.
- Witam – odezwał się, a ja wstałem.
- Robert, co tu robisz?
- Mam ważną sprawę do załatwienia – wyciągnął coś z kieszeni i rzucił na stół – Z tego co pamiętam, wisicie mi przysługę za tamtą wpadkę – spojrzał wymownie na Ashtona.
- O co chodzi Stark? – spytałem patrząc na kopertę, która leżała na stole.
- O Gwen…
- Stary, jak chcesz to Hemmo da jej spokój – obydwoje spiorunowaliśmy Caluma wzrokiem.
- Hood tu nie chodzi o sprawy natury damsko-męskiej – mruknął z rozbawieniem – potrzebuję ludzi, którzy nie cofną się przed niczym.
- Czego chcesz? – spytał Michael.
- Bezpieczeństwa Gwen…
- To przecież tylko zwykła dziewczyna – Calum usiadł obok mnie na kanapie – to bez sensu, od kiedy młody geniusz potrzebuje chłopców do bicia?
- Czemu musisz być takim ignorantem? – prychnął Robert – Sprawa jest naprawdę poważna, podejrzewam, że ktoś chce ją zniszczyć…
 Może ona sama?
- Kto? – przerwał Calum z irytacją w głosie.
- Nie wiem do cholery – fuknął Stark – ale próbuję się dowiedzieć…
- Czemu nie możesz poprosić kogoś z TARCZY? – spytałem nie mogąc dłużej tego dusić – w końcu jesteś synem Iron Mana… raczej nie chcą ryzykować twoim życiem?
- Fury, ma ostatnio dużo roboty – Robert zamknął na chwilę oczy – Loki wrócił i w mieście nie dzieje się za ciekawie…
- Czekajcie… gość, który rozpieprzył pół Nowego Yorku, wrócił z kosmosu!? – Calum podniósł się z kanapy – Stary, załatwisz mi autograf?
- CALUM! – warknęliśmy razem z Mikem i Ashtonem.
- Oczywiście Hood – Robert tylko się uśmiechnął.
- Czekaj, on nie jest przypadkiem… zły? – Ashton podrapał się po karku.
- Sami nie wiemy… odkąd wrócił zachowuje się dziwnie, a Thor pilnuje żeby nikt nie wsadził go do więzienia pod pretekstem ochrony miasta – wzruszył ramionami – Zgadzacie się, czy mam szukać dalej?
 - Wchodzimy w to – odezwałem się, nie do końca wiedząc, w co się właśnie pakuję.
- Cieszę się, że się rozumiemy – Robert uśmiechnął się i podał mi dłoń – w kopercie macie coś co powinno wam się spodobać, a teraz wybaczcie, ale Gwen myśli, że skoczyłem po mleko… a już skoro o niej mowa, nie wolno wam się wygadać o naszej umowie – mrugnął do nas i ruszył w stronę drzwi – Widzimy się na imprezie!
- Luke,  w coś ty nas do cholery wpakował? – spytał Ashton, kiedy Robert zniknął razem z trzaskiem drzwi.
Wzruszyłem tylko ramionami, próbując wyrzucić z głowy myśl, że jesteśmy w tym całkiem sami.

**

Witam pod piątym rozdziałem! Jak zauważyliście pojawiła się zakładka "muzyka", na którą serdecznie zapraszam i jeśli macie jakieś fajnie piosenki to zostawiajcie w komentarzach, z chęcią posłucham i może umieszczę na stronie ;)

Wasza Arabella xx

ENJOY!



niedziela, 14 września 2014

Rozdział IV


Gwen

- Dzień dobry pani Shepard, jestem Ivy… miałam wpaść po Gwen i razem pojedziemy do szkoły – usłyszałam głos mojej nowej koleżanki, kiedy próbowałam przełknąć kolejną łyżkę płatków.
Od mojego pierwszego dnia, minęły prawie dwa tygodnie, od tego czasu poznałam Ivy dużo lepiej i z ręką na sercu mogłam stwierdzić, że nie jest tylko ładną blondynką w dobrych ciuchach. Polubiłam ją, naprawdę… czasem rozmawiało mi się z nią lepiej niż z Jamie, potrafiła słuchać i w sumie chyba pierwszy raz tutaj poczułam się sobą, nie tą wredną mną, która chce poczuć kontrolę, tworząc się od nowa … tylko dziewczyną, która nie próbuje okłamywać całego świata dookoła i czuje się dobrze taka jaka jest.
- Może wejdziesz? Gwenny jeszcze nie skończyła śniadania – słyszałam po głosie mamy, że się uśmiecha, pewnie już pokochała Ivy – Słonko, twoja koleżanka przyszła – wprowadziła ją do kuchni
- Siadaj – poklepałam stołek koło mnie – chcesz coś?
- Nie dzięki – uśmiechnęła się do mnie
- Gwen, ja idę do gabinetu – mama posłała mi swój popisowy poranny uśmiech – Udanego dnia.
- Tobie też – odkrzyknęłam połykając ostatnią łyżkę śniadania – Ivy, ja muszę Ci coś powiedzieć – odparłam, wstawiając miskę do zmywarki.
- Co się stało? Coś z Hemmingsem?
- Nie – pokręciłam głową, owszem nasza cicha wojna wciąż trwała, ale żadne jeszcze nie rozpoczęło ataku – Ja chciałam Ci się do czegoś przyznać – oparłam się kuchenkę – Okłamałam Cię w pierwszy dzień szkoły…
- Niby kiedy? – zmarszczyła nos
- Kiedy powiedziałam, że nie znam Roberta Starka i Thomasa Fostera – westchnęłam – tak naprawdę się przyjaźnimy… tylko nie chciałam Ci tego mówić, bo bałam się że będziesz ze mną gadać tylko dlatego, że ich znam…
- Gwen, daj spokój – zaśmiała się – Gdybym znała Starka i Fostera też bym skłamała – wzruszyła ramionami – pomyśl ile dziewczyn by się do Ciebie kleiło…
- Ivy, nie strasz mnie nawet. Nie odgoniłabym ich nawet płonącą pochodnią – znowu się roześmiałyśmy
- Dobra, czas do szkoły – złapała mnie za rękę i zaprowadziła do samochodu.

- Co tu się dzieje? – zapytałam kiedy zobaczyłam tłum nastolatków przed jakimś samochodem
- Rodzice Josha Williamsa znowu wyjechali w delegację, więc on robi tradycyjną, wolną od rodziców domówkę – Ivy wzruszyła ramionami – Pewnie znowu jakaś para zmasakruje kwiatki pani Williams, a szkoła będzie tym żyć do czasu następnej imprezy…
- Widziałaś to? – spytałam próbując sobie wyobrazić dwójkę nastolatków kotłujących się w krzakach… fuj.
- Niestety, dlatego nie pojawiam się już na każdej balandze u Josha, ale dzisiaj musimy iść – oczy jej zabłysnęły.
- Dlaczego?
- Bo to będzie twoja PIERWSZA, prawdziwa impreza.
- Skąd wiesz, że nie chodziłam na nie w Nowym Jorku? – przypomniałam sobie wszystkie te domówki, kiedy musiałam pilnować pijanej Jamie, żeby przypadkiem nie wskoczyła jakiemuś chłopakowi do łóżka…
- Błagam, założę się, że pilnowałaś swojej pijanej przyjaciółki – spojrzała na mnie z wyrzutem.
- No nie zawsze, na imprezach u Toma, albo Roberta wsadzaliśmy ją do taksówki, kiedy zaczynała bełkotać. – zaśmiałam się, przypominając sobie wstawioną Jamie, która próbowała siłować się z Thomasem, przed wepchaniem do taksówki.
- Dzisiaj będziesz od niej absolutnie wolna i w końcu zobaczysz co znaczy impreza – Ivy posłała mi promienny uśmiech – możesz wierzyć, lub nie, ale ja się nie upijam – mrugnęła do mnie – a przynajmniej nie tak, żeby mnie pilnować. Chodźmy lepiej na angielski, bo pani Dotts zje nas żywcem jak się spóźnimy. – swoim zwyczajem złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę szkoły.

- Czyżby Królowa Śniegu, wybierała się dziś na imprezę?- usłyszałam czyiś głos tuż za sobą. Odwróciłam się gotowa zrobić krzywdę tej osobie, jeśli tylko spróbuje zaatakować. – Wystraszyłem się – zaśmiał się kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
Fuknęłam w myślach z irytacji na samą na siebie. Dlaczego nie rozpoznałam jego głosu? Mogłam sobie oszczędzić jednego komentarza z jego strony. Hemmings od kilku dni nazywał mnie „Królową Śniegu” myśląc, że wytrąci mnie tym z równowagi, na szczęście mój mur miał jak na razie tylko jedna rysę i nie zamierzałam mu pokazywać, że tak naprawdę mam ochotę go uderzyć… bardzo mocno.
- Od kiedy to Cię interesuje, Zły Chłopcze?
- Więc awansowałem na „Złego Chłopca” – pochylił się nade mną, bawiąc się swoim kolczykiem w wardze.
Boże zwariuje, jak zrobi to jeszcze raz.
- Myślałam, że zrobiłeś to już dawno. Nie masz czasem jakiegoś kujona do pobicia? – odwróciąłm się zamykając szafkę.
- Auć, Królowo to zabolało – złapał się za klatkę piersiową, wykrzywiając twarz w bólu.
- Ojej, przepraszam… ale wiesz moje serce jest z lodu i ja nie czuję takich rzeczy. – ruszyłam do klasy przyciskając książki do klatki piersiowej… znowu czułam to dziwne mrowienie, jak za każdym razem kiedy Hemmings był w pobliżu.
- Królowo, to idziesz, czy nie? – krzyknął za mną.
- Zgaduj, Chłopcze! – odkrzyknęłam nie odwracając się.
- Myślę, że spotkamy się u Josha! – czyżbym wyczuła w jego glosie nutkę szczerego rozbawienia?

Luke

Odprowadziłem ja wzrokiem, póki nie zniknęła za rogiem. Boże jak ja uwielbiam się z nią drażnić, sposób w jaki udaje niewzruszoną, kiedy tak naprawdę probuje na mnie nie nawrzeszczeć jest idealny… do tego sposób w jaki patrzy na mój kolczyk, powoduje, że moje nerwy są w stanie wzmożonej gotowości. Jednak to nie zmienia faktu, że Shepard jest cholernie irytująca i nie mogę się doczekać dnia, kedy zamknę jej te ładne usteczka.
- Luke! Luke! – moje rozmyślania przerwał zdyszany Ashton wymacujący mi jakąś teczką przed oczami.
- Irwin, przestań – złapałem papiery – Co to jest?
- Twoje zamówienie – odparł dumny, wszystko co udało mi się znaleźć o Gwen.
- Stary, myślałem, że to będzie grubsze – spojrzałem zdziwiony na cienką teczkę.
- Ona jest jak jebane widmo – wzruszył ramionami – ledwo do tego się dogrzebałem…
- Czekaj, nigdy nie była w szpitalu? – przejrzałem pierwszą stronę.
- Oprócz swoich narodzin i tygodnia, kiedy załapała jakąś grypę żołądkową, czy coś… ale miała wtedy dwa miesiące.
- Żadnych złamań, chorób, wypadków?
- Nie, nigdy się nie zgubiła, ani nie była notowana przez policję… nawet za głupie wagary, czy wracanie nocą z imprezy.
- To dziwne – wymamrotałem przeglądając dalej.
- Dobra, schowaj w domu przejrzysz… nie chcę mieć problemów z naszą dyrektorką, albo policją. – zabrał mi teczkę i schował do plecaka – Z ciekawszych rzeczy mogę Ci powiedzieć, że praktycznie została wywalona z poprzedniej szkoły.
- Co? Sorry Ashton, ale Ci nie wierzę.
- No tak, zrobiła coś jakiemuś chłopakowi… ale nie napisali dokładnie co, tylko że złagodzili sprawę, bo to on ja sprowokował.
- Niby czym, można sprowokować dziewczynę? Powiedział, że Bieber to pedał, czy jak? – prychnąłem.
- Wyzywał ją, że niby ojciec odszedł od jej matki, bo nie chciał mieć dziecka… czy jakoś tak – wzruszył ramionami – coś w tym stylu.
- Co za palant – pokręciłem głową – Trzeba być nieźle popierdolonym, żeby zrobić coś takiego…
- Totalnie… słuchaj Luke są jeszcze akta od psychologa szkolnego, okazało się, że chodziłą dwa razy w roku, na konsultacje z pedagogiem…
- Coś ciekawego?

- To musisz sam sprawdzić – mrugnął do mnie i odszedł.

**

Cześć i czołem! Oto czwarty rozdział, a w nim znowu perspektywa Luke'a i rozmowa z Gwen :D ciekawe, czy któreś z was już ich shippuje? Przepraszam, że wstawiam tak późno, ale mam jutro sprawdzian z polskiego (uroki humana i matury w 2016), a do tego Kac Vegas 3 leciało na HBO, a ja nie mogłam sobie odpuścić (Bradley Cooper *.*). Takim sposobem jest już prawie 11 w nocy, a ja muszę wstać jutro o 5.30 i wyglądam mniej więcej tak:




Więc uciekam spać i zostawiam was z prośbą: wymyślcie nazwę dla Luke'a i Gwen (możecie ją zostawić w komentarzu, albo na tt z tagiem #LiarFF)

wasza Arabella xx

ENJOY!



wtorek, 2 września 2014

Rozdział III


Luke

- Ashton znajdź mi wszystko, co możesz o Gwendolyn Shepard! - wrzasnąłem kiedy tylko przestąpiłem próg mieszkania.
- Stary, zluzuj majty - z kuchni wyszedł Calum w samych bokserkach przecierając oczy - próbowałem zasnąć…
- W kuchni? - prychnąłem - gdzie jest Ash?
- Tu jestem - z salonu wyłoniła się sylwetka blondyna - Czego potrzebujesz? - spytał wyciągając komórkę z kieszeni.
-Wszystko co możesz znaleźć na temat Gwen Shepard… karty medyczne, kroniki policyjne, DOSŁOWNIE wszystko- spojrzałem na niego uważnie kiedy zapisywał moje słowa w komórce.
- Już się robi- mruknął ruszając do swojego pokoju.
- Po co Ci to? - Calum, który wciąż stał w progu kuchni patrzył na mnie ze zdziwieniem - to tylko nowa dziewczyna z Nowego Jorku… ma fajny tyłek, ale to nie powód, żeby prowadzić śledztwo.
- Nie zrozumiesz - warknąłem idąc w stronę mojego pokoju.
Rzuciłem plecak na podłogę, a sam położyłem się na łóżku. W tej nowej było coś niepokojącego, a ja musiałem się dowiedzieć co… nie była zwykłą chamską nastolatką. Czułem, że to była tylko jakaś chora gra, ale nie mogłem zrozumieć czemu wszyscy wierzyli w każde jej słowo? Jedyną prawdę jaką powiedziała było to, że jej ojciec odszedł zanim się urodziła… i dlaczego do cholery pani Dotts nie zauważyła, że kiedy wróciła z łazienki była blada jak trup i ledwo szła? To się nie trzymało kupy, nic wokół tej dziewczyny nie trzymało się kupy! Do tego ten dziwny tatuaż na jej nadgarstku, który już kiedyś widziałem…

Gwen

- POWINNAŚ BYŁA DO MNIE ZADZWONIĆ!- krzyknęła mama, kiedy tylko powiedziałam jej co się stało w szkole.
- I CO NIBY MIAŁABYM CI POWIEDZIEĆ? WIESZ MAMO TWOJE PARANORMALNE DZIECKO MA ATAK!- wyrzuciłam ręce w powietrze
- TAK, DO CHOLERY! JESTEM TWOJĄ MATKĄ!
- TO SPRAW, ŻEBY TO SIĘ SKOŃCZYŁO! WYŚLIJ MNIE NA TERAPIĘ, SZKOLENIE DO TARCZY… COKOLWIEK!
- CHCESZ ŻEBY ROBILI NA TOBIE EKSPERYMENTY!? - odkrzyknęła, na co się zamknęłam, mama miała rację, cokolwiek by się ze mną nie działo nie chcę wylądować jako królik doświadczalny w laboratorium…
- Gwenny, przepraszam -  podeszła do mnie kiedy zobaczyła łzy w moich oczach- powinnam częściej myśleć o tym co mówię…
- Nic się nie stało - wychlipałam- tylko zaczynam się bać- schowałam twarz w jej ramieniu - Dlaczego taty tu nie ma? Z nim byłoby prościej…
- Wiem skarbie, wiem - usłyszałam jak jej głos się załamuje - przysięgam, że on kiedyś wróci...
Zagryzłam wargi żeby nie powiedzieć czegoś przykrego… moja mama od siedemnastu lat żyje nadzieją, że tata pojawi się w naszych drzwiach z wielkim bukietem róż, wpadnie jej w ramiona i będą żyć jak w bajce. Jeśli chodzi o mnie pogodziłam się , że najprawdopodobniej nigdy go nie zobaczę w dzień swoich siódmych urodzin, ale naprawdę nie miałam serca mówić tego mamie, już i tak było jej ciężko, a nadzieja, że tata wróci podtrzymywała ją przed zwariowaniem.
- Mamo, opowiedz mi coś o tacie…
- Skarbie, kiedy wróci sam to zrobi - pogłaskała mnie po głowie
- Proszę Cię, nigdy o nim nie mówisz
- Dobrze, chodź za mną - rozplątała nasze ciała i biorąc mnie za rękę zaprowadziła do mojej sypialni - Co chcesz wiedzieć?
- Jak się poznaliście? - otarłam oczy rękawem i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Boże Gwenny to było tak dawno - zaśmiała się - to był mój pierwszy dzień w Nowym Jorku…
- Ale mieszkałyśmy w Philly…
- Wyprowadziłyśmy się tam kiedy miałaś cztery lata
- Ok, to opowiada j- położyłam się na łóżku
- To był mój pierwszy dzień w Nowym Yorku…
Stałam na Times Square z planem miasta, próbując dowiedzieć się, którą linią metra dojadę do mojego nowego mieszkania.
- To bez sensu – mruknęłam zwijając papier – musiałaś iść na uniwerek na drugi koniec miasta?- pokręciłam głową, mama miała rację, nie powinnam się ruszać z Kalifornii. Sama nie przeżyje tu dwóch dni… jestem tu trzeci raz, a wciąż się gubię.
Ruszyłam w stronę metra, wmawiając sobie, że na miejscu coś wykombinuję. Schowałam plan do torebki, a ręce ukryłam w kieszeniach kurtki… matko jak tu zimno. Chowając nos w szalik wlepiłam wzrok w chodnik, próbując przekonać samą siebie, że wrócę na noc domu. Na chwilę przymknęłam oczy i poczułam jak uderzam, w coś ciepłego i twardego, a chwilę potem mało nie ląduje na chodniku.
- Przepraszam, ja… - podniosłam wzrok i napotkałam parę pięknych zielono-szarych oczu – zamyśliłam się
-Nic nie szkodzi – odparł z mocnym akcentem, Brytyjczyk? – właściwie zrobiłem to samo.
Uśmiechnęłam się delikatnie i szybko prześlizgnęłam się po nim spojrzeniem. Był wysoki, szczupły z czarnymi włosami, sięgającymi za uszy i zaczesanymi gładko do góry. Miał na sobie czarne, garniturowe spodnie, białą koszulę, szaro-zielony szalik i butelkowo zielony, wełniany płaszcz… jak mu może być w tym ciepło?
- Ja, będę się zbierać – przerwałam panującą ciszę – muszę złapać coś, co dowiezie mnie do domu – znów się uśmiechnęłam i już miałam go wyminąć kiedy złapał mnie za ramię
- Czekaj – uśmiechnął się delikatnie, a moje kolana stały się jedną wielką watą – może wyjdziemy kiedyś na kawę?
- Z wielką chęcią…
- Może w sobotę – spojrzał mi w oczy – tylko, jak masz na imię?
- Stefanie, a ty?
- Wszystko w swoim czasie, widzimy się w sobotę, wstąpie po Ciebie o szesnastej – posłał mi ostatni uśmiech i ruszył w swoją stronę
- Czekaj, jak chcesz mnie znaleźć? – krzyknęłam za nim
- Zobaczysz – zaśmiał się i odszedł, zostawiając mnie samą
- … i tak to właśnie wyglądało – mama opadła na łóżko obok mnie
- Musiał być idealny, prawda?
- Gwen, byliśmy bardzo daleko od ideału szczęśliwej pary… ale zawsze czuliśmy się w swoim towarzystwie, jakby tak miało być
- Co masz na myśli?
- Ja i twój ojciec jesteśmy jak ogień i woda… całkiem różni, ale bez siebie puści. Rozumiesz?
- Chyba tak… chcesz mi powiedzieć, że czasem największy palant może okazać się twoją drugą połówką?
- Coś takiego, ale nie przesadzajmy z tymi palantami – zaśmiałyśmy się
- Thomas mówi, że jeśli ktoś Ci się śni przed pierwszym spotkaniem jest Ci przeznaczony – zaczęłam się bawić swoimi palcami.
- Bardzo możliwe, wiesz Gwen miłość zwykle uderza w nas jak młot…
- Albo wysoki, przystojny Brytyjczyk – spojrzałam na mamę i zaśmiałyśmy się
- To też dobra opcja – uśmiechnęła się i przyciągnęła mnie do siebie - Zobaczysz, ty też znajdziesz swoją drugą połówkę – pocałowała mnie w czoło, a ja tylko skinęłam głową, próbując pozbyć się z głowy tej ciemnej, wysokiej sylwetki z mojego snu.

**

Witam pod trzecim rozdziałem! Mam kilka spraw do omówienia, ale najpierw chciałam was powitać w nowym roku szkolnym... tak ja też chcę już wakacje.
Przemyślałam parę spraw i postanowiłam dodać bloga na parę spisów, żeby przestać tak spamować jak głupia na moim tt... Przepraszam, że ostatnio pisałam jak głupia o nowym rozdziale, ale miałam mało czasu i robiłam to w sumie z automatu, ale to się więcej nie powtórzy.
Chciałam również podziękować Mariette za komentarz i przekazać jej (jeśli wciąż to czyta), że notak pod poprzednim rozdziałem nie miała na celu wyśmiania laski, która poświęciła na mnie jakieś 15 minut swojego życia, tylko po to żeby mnie w 80% zgnoić, wyciągnęłam z jej wypowiedzi najwięcej ile się dało, ale niektóre jej argumenty naprawdę mnie rozśmieszyły.

Tak oto zostawiam was z trzecim (nudnawym) rozdziałem i jeśli będę wiedzieć co z następnym, oczywiście napiszę o tym z boku, po lewej stronie ;)

#LiarFF

Wasza Arabella xx 


ENJOY!