Rozdział II
Gwen
-Jestem!- krzyknęłam
wchodząc do domu i zamykając drzwi, oczywiście odpowiedziała mi głucha cisza.
Weszłam do kuchni zastając
na blacie kartkę od mamy, że wróci później niż zwykle, nie przejęłam się tym
zbytnio, to nie był pierwszy raz.
Ruszyłam do swojego
pokoju włączając po drodze pstryknięciem radio… wciąż nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Zrzuciłam
z siebie szkolne ciuchy wciskając się w ulubione legginsy i starą koszulkę
mojego kuzyna. Związując włosy w kitkę ruszyłam w stronę biurka szukając
wzrokiem czerwonego zeszytu. Kiedy go znalazłam otworzyłam na ostatniej
stronie, próbując znaleźć odpowiedni wpis.
Za cholerę nie umiem
pisać pamiętników, wszystkie moje próby kończyły się tym, że o nim zapominałam,
ale to nie był zwykły pamiętnik. Prowadziłam ten zeszyt od stycznia, ponieważ
wtedy zaczęły dziać się ze mną dziwne rzeczy… no dobra dziwniejsze. Moje moce
wariują stając się silniejsze i co jakiś czas pojawiają się nowe, a wszystko to
poprzedzają „ataki”, coś jak padaczka, tylko robię się blada, mam ochotę ucieć
i zaczynam zwijać się z bólu, żeby po chwili odkryć, że mam tatuaż na jakiejś
części ciała. Takich znaków mam już dziesięć, a mama nie wiem o niczym… dobra
wie, że mam ataki, tylko nigdy nie mówiłam o tym, że coś mi wyskakuje na ciele.
Dlatego prowadzę dziennik, żeby nie zapomnieć o dziwnych snach i koszmarach
widzianych w lustrze odkąd to się zaczęło, bo mam wrażenie, że to wszystko jest
częścią jakiejś chorej układanki.
Już miałam się poddać,
przewracając kartki z tym samym snem poprzetykanym dziwnymi twarzami w lustrze,
kiedy trafiłam na wpis sprzed tygodnia:
„Dzisiaj śniło mi się coś innego, nie było mostu, ani tego przerażającego
głosu. Byłam w pustym pomieszczeniu, siedząc na krześle i patrząc na swoje
wytatuowane dłonie, kiedy ktoś wszedł. Był wysoki, szczupły i mniej więcej w
moim wieku, nie widziałam jego twarzy, ani nie mogłam zapamiętać głosu, ale
miał taki charakterystyczny chód, gdybym zobaczyła go na ulicy poznałabym.
Spytałam go co robi i gdzie jest ten gość od mostu, ale on tylko odparł „ze mną
nie musisz się Go bać” po czym podszedł do mnie… i wtedy się obudziłam”
- Cholera jasna -
warknęłam, rzucając zeszyt na biurko- to mi wcale nie pomogło- potarłam skronie
z irytacji, ruszając do kuchni.
Wstawiłam wodę na
herbatę i wróciłam do pokoju po książki żeby odrobić lekcje. Rozłożyłam się z nimi
na blacie, próbując skupić się na zadaniach i wyrzucić z głowy tego całego
Hemmingsa i mój durny sen.
Kiedy praktycznie
skończyłam zadanie z matematyki, usłyszałam jak mój laptop wydaje dziwne
dźwięki. Spojrzałam na ekran pokazujący połączenie od Roberta.
Tak dla jasności to nie
jest mój chłopak, tylko przyjaciel ma dziewiętnaście lat i nazywa się Stark i
tak bardzo prawdopodobne, że okłamałam moją nową znajomą w pierwszy dzień
szkoły.
- Cześć - uśmiechnęłam
się odbierając połączenie - Co tam w szalonym Nowy Jorku?
Robert zaśmiał się
tylko i poprawił swoje włosy, odwracając się na krześle i przywołał kogoś ręką.
-Przyprowadziłem Ci coś-
zaśmiał się kiedy na ekranie pojawił się Thomas i moja najlepsza przyjaciółka
Jamie.
- Jak pierwszy dzień?
Zastąpiłaś mnie już?
- Jems Ciebie nie da
się zastapić - uśmiechnęłam się - Thomas, czemu nie jesteś na szalonej
imprezie?
Tom Foster był synem
Thora i bardzo możliwe, że znowu okłamałam Ivy… zaczynałam się z tym czuć źle.
- Nie chciało mi się,
one są strasznie nudne - wzruszył ramionami
- Kłamie - Robert
szturchnął go w ramię - ostatnio się upił i przegrał zakład, musiał pocałować
najbrzydszą dziewczynę ze szkoły…- przerwał dusząc się ze śmiechu
- Strasznie śmieszne
Rob, laska się do mnie przyczepiła, wiem, że jestem gorący… ale bez przesady -
posłał mi swój firmowy uśmiech
- Jeśli już mówimy o
miłosnych podbojach… - Jamie odepchnęła Toma, pojawiając się na ekranie-
Przystojni Australijczycy?
- Jeden, nazywa się
Luke Hemmings i niestety już okazał się palantem - wzruszyłam ramionami
- Popularny?
- Szkolny Bad Boy -
mruknęłam
- Gwenny tacy są najlepsi - posłała mi
zadziorny uśmiech - niech zgadnę bójki, wyścigi, laski, nielegalna broń?
- Chyba coś w tym
stylu. Ivy twierdzi, że razem ze swoja bandą są „źli”
- To trafiła kosa na
kamień - Robert wtrącił się do rozmowy przybijając piątkę z Thomasem - z tego
co wiem, to chyba ty praktycznie wyparowałaś kolegę - mrugnął na chwile
pokazując się na ekranie
- Tak, czy siak… Gwen
ruszaj na podbój biednego Luke’a
- Jamie… przestań, nie
mam zamiaru się z nim zadawać
- Zawsze tak mówicie -
mruknęli Robert z Tomem
- Miał w sobie tyle
bezczelności żeby mnie spytać co się stało z moim ojcem - fuknęłam
- To koleś ma przesrane
- Tom szturchnął Jamie- nie chcę nic mówić Jems, ale chyba zakład nie dojdzie
do skutku
-Jaki zakład? -
spytałam
- Wiesz, umówiliśmy
się, że jak spotkasz jakiegoś przystojniaka to się założymy - Jamie nerwowo
podrapała się za uchem
- Że co?
- Że w końcu pójdziesz
na randkę - Tom wzruszył ramionami- ale skoro już go skreśliłaś to bez sensu…
zresztą to był pomysł Jamie – dlaczego mnie to nie zdziwiło? Jems próbowała
mnie wysłać na randkę odkąd skończyłam piętnaście lat, to robiło się męczące,
bo czasem nie mogłam z nią gadać o niczym innym niż chłopcy…
- Wiecie co, ja mam
wrażenie, że ten cały Hemmings śnił mi się jakiś tydzień temu - wypaliłam
zagryzając wargę
- ROBERT ROBIMY
IMPREZĘ! - Thomas wyrzucił ręce w powietrze
-Co? – spojrzeliśmy na
niego, jak na idiotę.
- Według Asgardczyków
jeśli ktoś przyśni Ci się przed pierwszym spotkaniem jest Tobie przeznaczony-
puścił mi oczko- Stary idę po browce, trzeba to uczcić! - zniknął gdzieś z pola
widzenia
- Gwen, nie przejmuj
się. To jakieś kompletne bzdury - Robert wzruszył ramionami- ale jeśli Tom chce
pić, to mogę udawać, że mu wierzę- zaśmiał się, a ja razem z nim. Czasem mam
wrażenie, że tylko on rozumiał co dzieje się w mojej głowie i naprawdę się mną
przejmował.
-GWEN, WSTAWAJ!
GWENDOLYN!- poczułam jak ktoś szturcha mnie za ramię
- Pierdol się, James -
mruknęłam, odwracając się do niego plecami
- Zaraz się spóźnisz na
swój drugi dzień szkoły - ściągnął ze mnie kołdrę - zbieraj się szybko, zawiozę
Cię - wyszedł razem z moją pościelą.
Z zamkniętymi oczami
przekręciłam się w łóżku, pozwalając sobie spaść na podłogę. Z mruknięciem
wstałam i podeszłam do szafy, biorąc pierwsze lepsze spodnie i koszulkę. Ledwo
otwierając oczy weszłam do łazienki i rzuciłam wszystko na sedes.
-GWEN! MUSIMY IŚĆ!
- IDIOTO, NAWET SIĘ NIE
UCZESAŁAM! - odkrzyknęłam, patrząc w swoje rozczochrane odbicie
- Zrobisz to w szkole,
naprawdę musimy wychodzić- usłyszałam jak kopie w drzwi.
Przewróciłam oczami-
James zawsze kiedy jest zirytowany wszystko kopie. Ostatni raz spojrzałam na
siebie. Dobrze, że przynajmniej zdążyłam zrobić makijaż i moje zielono-szare
oczy nie zrobiły mi psikusa i nie wyglądają jak zielone bagno. Przeczesałam
swoje ciemno blond włosy z piaskowymi refleksami , ale przestalam kiedy palce
utknęły w jakimś kołtunie… cóż potargane włosy są podobno modne.
- Jezu, przestań się
srać - wypadłam z łazienki, trzymając w rękach pidżamę- Pali się?
- Mama ma ważne
spotkanie i musimy się ulotnić - włożył ręce do kieszeni odprowadzając mnie do
pokoju
- I dlatego, nie mogłam
się uczesać?
- No tak - spojrzała na
swój nadgarstek- musimy wyjść za minutę
- James, nawet nie masz
zegarka - prychnęłam zakładając plecak na ramię- A śniadanie?
- Zjesz w samochodzie,
chodź już…
- Jakbyś nie mógł mnie
wcześniej obudzić - zirytowana wyszłam z pokoju
- Przepraszam, że nie
chciałem zostać pożarty - zaśmiał się schodząc za mną.
-Dobra, możesz
wysiadać- James zatrzymał się pod szkołą
-Czego ty właściwie
chcesz?- spytałam, bo mój kuzyn podwoził mnie do szkoły, tylko kiedy miał w tym
jakiś interes
- Wychodzę dzisiaj na
imprezę z kolegą i jakbyś mogła…
- Cię kryć? James,
wiesz że jesteś PEŁNOLETNI, prawda? - spojrzałam na niego rozbawiona
- Oczywiście - zrobił
swoją popisową oburzoną minę- dobra, nieważne… jakby co wiesz gdzie jestem…
- Boże masz dwadzieścia
lat, a zachowujesz się jak siedemnastolatka - zaśmiałam się
- Przestań, bo Cię
wyrzucę z mojego auta- szturchnął mnie w ramię
- Sama prędzej to
zrobię- pokazałam mu język i wysiadłam
- Uważaj na siebie
Gwenny - James wystawił swoją głowę przez okno
- Zawsze uważam -
uśmiechnęłam się i pomachałam mu kiedy odjeżdżał
- Czyżby twój chłopak? -
odwróciłam się i zobaczyłam Hemmingsa stojącego razem ze swoją bandą obok
czarnego Range Rovera… ludzie jakie to typowe
- Bardzo możliwe -
wzruszyłam ramionami, pewna że uwierzą, tak jak każdy.
- Coś mi się nie
wydaje, słońce- zmierzył mnie uważnym spojrzeniem- udana noc?- wskazał na moje
włosy
-A twoja? - zmieniłam
szybko temat, żeby nie pokazać zaskoczenia, że nie uwierzył w moje kłamstwo - Chyba
usnąłeś na kanapie- zmierzyłam go od stóp do głów, wskazując pomiętą, czarną
koszulkę
- Komuś tu rosną
pazurki.
- Może już dawno urosły?
- wzruszyłam ramionami- miło się gada, ale muszę iść- minęłam ich szybkim,
pewnym krokiem.
Stojąc przed szafką
odetchnęłam głęboko, w takich chwilach jestem wdzięczna Jamie, że nauczyła mnie
udawać sukę. Dręczyła mnie tylko jedna sprawa - dlaczego nie uwierzył, że James
jest moim chłopakiem? To się nie trzymało kupy…
- Otwórzcie podręczniki
na stronie 97 - pani Dotts nauczycielka od angielskiego, odwróciła się tyłem do
tablicy, pisząc temat.
Kiedy chciałam sięgnąć
po książkę, poczułam silny ból w prawym ramieniu… cholera jasna.
- Mogę wyjść do
łazienki? - spytałam, zaczynając się czuć jak zwierze w niebezpieczeństwie
- Coś się stało panno
Shepard? - nauczycielka spojrzała na mnie, a ja włożyłam całą swoją
paranormalność w udawanie kogoś komu strasznie chce się sikać.
- Nie, ja tylko
naprawdę muszę do ubikacji - uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
- W takim razie idź,
tylko wróć szybko - natychmiast podniosłam się z miejsca i ruszyłam do drzwi,
ignorując wzrok blondyna na moich plecach.
Kiedy tylko zamknęłam
drzwi ruszyłam biegiem w stronę toalet. Jak dobrze, że Ivy mi je pokazała.
Wpadając do łazienki,
stanęłam przed lustrem. Tak jak myślałam kolejny atak, w jednej chwili stałam
się blada jak ściana, a moje oczy wyglądały jakby się świeciły, spojrzałam na
dłonie, które zaczęły się trząść. Ostatkiem sił weszłam do kabiny i zamknęłam
się, nie zostało nic, tylko czekać na wybuch. Nagle poczułam jakby ktoś
przyłożył do mojego ramienia rozpalony do czerwoności metal, w ostatniej chwili
zdążyłam zasłonić dłonią usta, osuwając się na podłogę.
Po kilku minutach
spróbowałam wstać i wyjść z kabiny.
Kiedy to zrobiłam przywitało mnie martwe spojrzenie. Spojrzałam z
rezygnacją na swoje czerwone ramię, widząc kolejny tatuaż. Dotknęłam go dłonią,
a on rozpłynął się. Westchnęłam podchodząc bliżej do lustra. Wyglądałam jak
trup- skóra zrobiła się upiornie blada, a włosy zmatowiały i stały się jeszcze
bardziej rozczochrane. Zamknęłam oczy, myśląc jak wyglądałam jeszcze rano, a
kiedy ponownie je otworzyłam stała przede mną żywa wersja mnie.
Ruszyłam w miarę
szybkim krokiem w stronę klasy, dzięki Bogu angielski był dzisiaj ostatnią
lekcją, więc zostało mi jeszcze dojście jakimś cudem do domu.
- Coś się stało panno
Shepard? - nauczycielka przyjrzała mi się uważnie- Długo pani nie było…
- Wszystko w porządku -
uśmiechnęłam się, na co pani Dotts wzruszyła ramionami i wróciła do lekcji.
Teraz wiem, że moje
kłamstwa nie działają tylko na tego całego Hemmingsa… tylko dlaczego? Kłamanie
było moim wrodzonym talentem, podobno miałam go po tacie, w sumie była to jedyna
rzecz jaką o nim wiedziałam- był mistrzem kłamców.
Ukradkiem spojrzałam na
Luke’a, który gapił się ze zdziwieniem na mnie i na panią Dotts jakby nie mógł
w coś uwierzyć, wzruszyłam tylko ramionami w myślach i skupiłam się, żeby nie
zemdleć w drodze do ławki. Boże czułam się wyczerpana.
**
Witam pod drugim rozdziałem! Dziękuję za wszystkie wyświetlenia oraz komentarze (nawet te negatywne), to dużo dla mnie znaczy i naprawdę zaczyna mi to sprawiać coraz większą frajdę... Chciałam też podziękować @OlcirekLove1D za ten wspaniały szablon, w którym jestem zakochana i chciałam też ogłosić, że konto z informacjami znalazło już prowadzącego!
Macie również pozdrowienia od tej pustej suki Gwen (Boże jak ja jej nie lubię)!!1!!
ENYOJ!